Z Węgier do Mielca. O tym jak Belfegor wrócił do fabryki

przez | 12 listopada, 2020

Dziwne rzeczy dzieją się w tym lotnictwie. Od takiego stwierdzenia można zacząć tę arcyciekawą, lotniczą historię. Już nieraz pisałam o samolotach – pomnikach, którym dano „drugie życie” i chociaż z perspektywy dzisiejszych czasów to, moim zdaniem, oldschoolowa forma promocji lotnictwa jednak jest w tym jakaś nieprzemijająca magia. Tym razem o pewnej operacji lotniczej z „upiornym” samolotem rodem z podkarpackiego, który pomnikiem stał się dwukrotnie: najpierw w węgierskim Szolnok, a potem w Mielcu. I stoi w tym mieście do dziś.

samolot zawieszony na dźwigu

Fot. Marcin Kołacz ©

Ludzie lubią ciekawostki.

To oczywiste. Dlatego od tego zaczniemy. Jesienią 2020 roku ogólnopolskie media obiegła informacja, że prestiżowy, popularnonaukowy, amerykański magazyn „Popular Mechanics” ogłosił, że M-15 Belfegor to najbrzydszy samolot na świecie. Ponadto najcięższy i najwolniejszy. Doprawdy sensacyjne odkrycie – pomyślałam czytając te medialne nagłówki. Zerknęłam na oryginalny tekst licząc, że zobaczę jakiś ranking. Tymczasem był to tradycyjny artykuł napisany przez japońskiego dziennikarza specjalizującego się w pisaniu o szeroko pojętej obronności. Tekst o produkowanym w Mielcu M-15 jest w mojej opinii najzwyklejszym tekstem o historii jednego z produktów przemysłowych państw żelaznej kurtyny. Ale dla człowieka z tak odległego kraju odkrycie tego rolniczego odrzutowca, jak i pełna absurdów polityka krajów zrzeszonych w RWPG mogła być fascynująca. A dla nas?

 

Czy dziś wypada chwalić się tym, że w Mielcu produkowano najbrzydszy samolot na świecie?

Na to pytanie każdy odpowie sobie sam. Jednak pewne fakty pozostają niezaprzeczalne, a niektóre tworzą całkiem ciekawe mikrohistorie. Zatem cofnijmy się do przeszłości.

Mielec, końcówka lat 60. To wtedy powstał w tym mieście Zakład Doświadczalny z wydziałem budowy prototypów. Głównym celem utworzenia takiej jednostki – jak wspominał ówczesny dyrektor Kazimierz Szaniawski – był nowy samolot rolniczy, który zastąpi An-2. Co prawda wtedy, w skład mieleckich zakładów lotniczych również wchodziły biura konstrukcyjne i niewielka prototypownia, ale jak podkreśla Szaniawski, zadania produkcyjne postawione przez rząd wymagały dużo większego zaplecza lokalowego i kadrowego. Dwa pawilony Zakładu powstały stosunkowo szybko (w 1972 roku w hali przeznaczonej na biuro konstrukcyjne zakładu pracowało ponad 200 konstruktorów).* Problem było pozyskanie wykfalifikowanych pracowników – inżynierów. Szukano m.in w okolicznych politechnikach czym doraźnie wypełniono lukę kadrową. Potem z ZSRR ściągnięto jeszcze prawie 100 osób. Wszystko po to, aby jak najszybciej wykonać nadrzędny cel: samolot M-15. Belfegor był pierwszym zaprojektowanym i seryjnie produkowanym w Mielcu samolotem

M15 był pierwszym na świecie turboodrzutowym samolotem rolniczym (…) został zaprojektowany (…) pod kierunkiem inż. Riamira A. Izmajłowa i mgra inż. Kazimierza Gocyły na zamówienie Związku Radzieckiego, zgodnie z umową zawartą w grudniu 1971 r. Zastosowanie napędu turboodrzutowego było wynikiem dążenia do ujednolicenia paliwa stosowanego do samolotów pasażerskich i rolniczych ”Aerofłotu”. 

samolotypolskie.pl

W pierwszym prototypie o roboczej nazwie Lala-1 wykorzystano przednią cześć kadłuba i skrzydła z An-2 oraz zamontowano silnik odrzutowy AI-25. Presja związana z wdrożeniem do produkcji takiego samolotu sprawiła, że powstało aż 11 prototypów. Do seryjnej produkcji trafił w 1975 roku, a już rok później maszyny dostarczano do klientów. W ’77 roku mieleckiego M-15 zaprezentowano na targach lotniczych w Paryżu. Międzynarodowe towarzystwo oniemiało na widok lotniczego dziwoląga made in Poland. Istnieje kilka teorii o tym jak powstał pełna nazwy tego samolotu. Ta najbardziej prawdopodobna odwołuje się do notatki we francuskiej prasie, która ukazała się po prezentacji „upiornego” samolotu na paryskim salonie. W treści napisano żartobliwie, że ta konstrukcja rolnicza może straszyć niczym mityczny Belphegor – demon odkryć i znakomitych pomysłów, a szkodniki będą uciekać z pól uprawnych na sam jego widok. Niektórzy spekulowali, że M-15 był wymysłem radzieckich władz i wcale nie miał służyć rolnictwu lecz obronności metodą oprysków chemicznych. Fachowcy zwracali uwagę na fakt, że latający na niewielkiej wysokości samolot rolniczy z napędem odrzutowym jest niebezpieczny. Tajemnicą nie była także niechęć słynnego konstruktora Olega Antonowa tak do budowy M-15 jak i jego rosyjskiego twórcy Izmajłowa.**

Czy Belfegor był lotniczym niewypałem? Podobno w ambitnych planach zleceniodawcy projektu było wyprodukowanie aż 3000 egzemplarzy. Skończyło się na około 170. Seryjne Belfegory trafiły do ZSRR, do floty radzieckiego Aeroflotu. Szybko okazało się, że eksploatacja rolniczego odrzutowca jest bardzo wymagająca. Chodziło zarówno o koszty zużycia paliwa jak i specjalistyczną bazę obsługową, której nie było na kołchozowych lotniskach. A na horyzoncie pojawiał się już konkurencyjny, ekonomiczny M-18 Dromader. Czasowo strona polska – jako producent ponosiła koszty wprowadzania zmian konstrukcyjnych w samolotach użytkowanych w ZSRR, aż w końcu produkcję nierentownego i nieudanego Belfegora zakończono. W 1981 roku ZSRR wycofał się z zamówień. Potem, w latach 80. w ZSRR pojawił potężny kryzys gospodarczy. Związek nie mógł już konkurować z nowoczesną, gospodarką rynkową krajów Zachodu. Na produkty z krajów z Żelaznej Kurtyny nie było zbytu, tym bardziej na produkty tak nietrafione jak Belfegor… Dlatego M-15 w stanie spoczynku (lub rozkładu) można spotkać do dziś na terenie krajów z dawnego ZSRR.

Jeden z nich…        

jako pomnik znajduje się przy autostradzie nr 4 w Szolnok na Węgrzech.       

Tak w maju 2012 roku napisał na flickr.com pod swoim zdjęciem jednego z egzemplarzy M 15 Belfegor Dennis Jarvis. Kanadyjski fotograf zobaczył go przypadkowo podczas pobytu na Węgrzech. Był tak zdziwiony jego wyglądem, że zaczął szukać nazwy i informacji o nim m.in. w światowych muzeach lotnictwa. Łatwo nie było. Ostatecznie to właśnie pasjonaci lotnictwa z węgierskiego Szolnok przekazali mu wiadomości o „upiornym” lotniczym pomniku.

To był M-15 CCCP-15187 radzieckiego Aeroflotu. W latach 80. przyleciał na węgierskie pokazy lotnicze i… Nigdy z nich nie wrócił.

Czy to na skutek polityki czy też niedopatrzenia organizatorów okazało się, że nie ma kto zapłacić za paliwo zatankowanego M-15, którego spalał krocie. W efekcie samolot zatrzymano na Węgrzech, a załoga pod kilkudniowym pobycie wróciła do ZSRR. Belfegor utknął na terenie dawnej jednostki wojskowej i niszczał do momentu aż miejscowi pasjonaci lotnictwa, niewielkim kosztem postanowili nieco odratować mieleckiego Belfegora. Odmalowali go, zamalowali radzieckie znaki i szyby – żeby nikogo „nie kusiła” zawartość wnętrza, a następnie ulokowali na podwyższeniu przy autostradzie w pobliżu dawnego lotniska wojskowego. Węgrzy wiedzieli, że to dziwaczny, nieekonomiczny samolot i że wyprodukowano je w PRL w niewielkiej liczbie.

W 2013 roku z Mielca do Szolnok wyruszyła niecodzienna ekspedycja. Celem był Belfegor.

Inicjatorem akcji pozyskania M-15 dla Mielca był jeden z dyrektorów PZL Mielec Tadeusz Skubisz. Mężczyzna tworzył na terenie sprywatyzowanej fabryki coś w rodzaju mini-muzeum wyrobów zakładów. Wychodził z założenia, że po prywatyzacji zakładów to ostatni moment aby w Mielcu została dla potomnych jakaś pamiątka sygnalizująca historię tego miejsca. Skubisz doskonale zdawał sobie sprawę, że nowy amerykański właściciel zarządzany przez koncern UTC samowolnie nie będzie zainteresowany prezentowaniem historii polskiego zakładu, który przejął. Dyrektor wiele lat zbierał od ludzi informacje gdzie znajdują się takie maszyny z odzysku i czy można je pozyskać na muzealną ekspozycję. To dzięki niemu na terenie PZL Mielec można zobaczyć m.in. I-22 Irydy, TS-11 Iskrę, 3 wersje Dromadera, An-2, Mig 17. Ostatnim samolotem, który został tu ulokowany z jego inicjatywy był właśnie M-15 Belfegor, którego znalazł w Szolnok. 

 

ZOBACZCIE FOTOREPORTAŻ Z OPERACJI BELFEGOR

(Fot. Marcin Kołacz i Mariusz Rajchel ©)

O tym, że poszukuje M-15 mówił branżowym znajomym, pytał w muzeach lotnictwa aż w końcu dostał od kogoś informację, że taki samolot znajduje się na wyspie Wolin. Jednak okazało się, że ten egzemplarz jest w złym stanie i nie nadaje się na wystawę. Aż w końcu odezwał się do niego ktoś, kto oznajmił, że na Węgrzech stoi taka maszyna, a właściciele prowizorycznego muzeum, do których należy samolot są skłonni odstąpić go za inne eksponaty do muzeum. 

W tej ekspedycji po Belfegora uczestniczył m.in. Marcin Kołacz – fotograf z EPML Spotters: 

To był 2013 rok. Prawdziwe muzeum lotnictwa w Szolnok powstało dopiero 3 lata później, gdy ci pasjonaci pozyskali fundusze z UE na profesjonalne stworzenie takiego miejsca. Natomiast wówczas przypominało to bardziej skład zużytych samolotów. Ja trafiłem do tej operacji dość przypadkowo. Pojechałem tam jako fotograf ze stowarzyszenia mieleckich spotterów lotniczych. Wtedy w fabryce powołano kilkuosobowy zespół ludzi, których zadaniem było zdemontowanie samolotu tam na miejscu, załadowanie do samochodów ciężarowych i przewiezienie do Mielca. W Szolnok, po oględzinach stwierdzono, że nadaje się do demontażu i transportu.

Ci, którzy oglądają zdjęcia z tej operacji pytają o obecność transporterów opancerzonych widocznych na fotografiach z demontażu naszego M-15. To nie była nasza obstawa lecz zwykły przypadek. Droga przy której stał Belfegor przecinała stare lotnisko i tak się złożyło, że akurat gdy my tam byliśmy przejeżdżał transport wojskowy. Wojskowi zatrzymali się naprzeciw nas ponieważ w tym miejscu mieli umówiony punkt zbiórki, gdzie mieli czekać na drugą część kordonu, a potem ruszyć dalej. Tę sytuację zauważyli również okoliczni mieszkańcy. Uznali, że coś się dzieje: stały tam przecież transportery opancerzone, nasze dźwigi, ciężarówki i inne samochody na polskich rejestracjach więc zaczęli tłumnie schodzić się na tę węgierską łąkę. 

Obecnie ten Belfegor stoi na terenie PZL Mielec. Jest jednym z 9 typów „pomnikowych” samolotów mieleckiej produkcji, które można tam zobaczyć. Zakładowe mini-muzeum jest dostępne tylko dla pracowników fabryki. Sporadycznie otwiera swoje bramy innym zwiedzającym [Zobacz TUTAJ]. Ma to swoje plusy. Samoloty-pomniki ulokowane na tym terenie są zadbane. I nawet „upiorny” Belfegor nie wydaje się najbrzydszym samolotem na świecie.     

 

 

_____________________   

* Patrz: „Fabryka, która zmieniła miasto: Zakłady Lotnicze w Mielcu we wspomnieniach” K. Królikowski, Mielec 2013.

** Por.: „100 lat przygody Mielca z lotnictwem” T. Lenartowicz, Mielec 2015.

 

 

 

 

             

6 komentarzy do „Z Węgier do Mielca. O tym jak Belfegor wrócił do fabryki

  1. Mariusz

    ” Belfegor” jest tak brzydki, że aż piękny. To był niezły samolot. Ekonomia.. ekonomia wykończyła też A380… W dzieciństwie widziałem go na pokazach „w akcji”. Niesamowity samolot, duże zbiorniki na „chemikalia”, mół w miarę szybko opryskać olbrzymie pole (jakich nie brakowało w ZSRR…).

    Odpowiedz
    1. Katarzyna Hadała Autor wpisu

      Hmm… Mariusz na pokazach? Ciekawe. A czy mógłbyś napisać gdzie top było i +/- kiedy? Przypuszczam, że niewiele było takich okazji 🙂

      Odpowiedz
  2. Krzysztof R

    Uwielbiam takie bezmyślne powtarzanie „hurr, durr, absurdy RWPG, hurr, światły Zachód, durr, oniemiał”. Koncepcja Belfegora była jak najbardziej sensowna w istniejących wówczas realiach ŚWIATOWEJ gospodarki. Posypała się dopiero po kryzysie paliwowym, w nowo powstałej równowadze ekonomicznej kosztów paliw. Do tego był to samolot używany w zbyt niskiej kulturze technicznej kołchozów ZSRR, więc nie dało się wykorzystać jego wydajności.
    Co więcej, ten samolot bynajmniej nie jest brzydki, a własności lotne miał dobre, podobnie jak komfort pracy pilota. To jest udany samolot, którego założenia ekonomiczne przestały pasować do zmienionych w latach 70 realiów.

    Odpowiedz
  3. Krzysztof R.

    Widzę, Kaśka, że masz typowo dziennikarską otwartość na uwagi do swojej twórczości. Tak, tak, jasne. To był brutalny hejt, zu-peł-nie nic w nim nie było merytorycznego, tylko jad. To nie ludzie, to wilki, panie prezesie.

    Odpowiedz
    1. Katarzyna Hadała Autor wpisu

      Auć! Krzysiek R a co to ciebie tak zabolało?
      „Uwielbiam” takich wiernych czytelników mojego bloga, którzy uważając się za „wszechwiedzących fachowców lotnictwa” nie potrafią napisać kulturalnego komentarza, „na zimno” i pod własną, pełną tożsamością.

      Odpowiedz
  4. wifi

    Ja widziałem to ” dziwadło” na Międzynarodowych Targach Poznańskich w towarzystwie Wilgi i jakiegoś szybowca. Wtedy(początek lat 70-tych) nie wydawał mi się brzydki.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *