Można chyba stwierdzić, że nie ma drugiego miasta w kraju, które by w tak szybkim tempie „ulotniczyło się” jak Rzeszów[1] – pisano w 1977 roku w magazynie lotniczym „Skrzydlata Polska” o stolicy województwa podkarpackiego. Jednocześnie uzasadniając, że temu stwierdzeniu dało podstawy największa w kraju fabryka silników lotniczych WSK PZL Rzeszów, kształcąca inżynierów lotnictwa i pilotów lotnictwa cywilnego uczelnia Politechnika Rzeszowska, prężnie działający Aeroklub Rzeszowski, ministerialny Ośrodek Szkolenia Personelu Lotniczego będący zalążkiem przyszłej zawodowej szkoły lotnictwa cywilnego[2]. Gazeta prorokowała, że w krótkim czasie miasto stanie się centralnym ośrodkiem szkolenia kadr lotniczych dla przemysłu oraz personelu lotniczego i technicznego dla lotnictwa cywilnego. Wreszcie, w czasopiśmie stwierdzono, że Rzeszów ma szansę stać się drugim po stolicy najbardziej ulotniczonym miastem w kraju[3]. Nie ma w tym przesady, tak też się stało lecz jak do stolicy województwa trafiło lotnictwo?
Zaledwie kilka lat po tym jak wzdowski hrabia Ostoya rozpoczął swoje prace nad skonstruowaniem aeroplanu Ost-1 (Więcej w tym temacie TUTAJ), w oddalony o ponad 60 kilometrów Rzeszowie wylądował pierwszy w historii samolot. 6. października 1912 roku oczom mieszkańców Rzeszowa ukazał się pilotowany przez hrabiego Michała Scipio del Campo aeroplan Bleriot XI. To było wielkie wydarzenie i widowisko.
Z chwilą kiedy samolot zaczął naprawdę latać, wzrosło zainteresowanie mas. Dokonał się cud i wcieliło się marzenie ludzkości od czasów Ikara: Człowiek latał! W szranki wkroczyli mecenasowie lotnictwa fundując różne, częstokroć znaczne nagrody pieniężne. Masy domagały się ujrzenia cudu. Wyznaczano, przeważnie w sąsiedztwie dużych miast, meetingi lotnicze ze znacznymi nagrodami za różne osiągnięcia, jak długość lotu, precyzję lądowania etc. Gdzie nie było oficjalnych meetingów, zaczęto pod różnymi egidami organizować loty pokazowe, które w początku przynosiły pokaźne dochody[4]
– pisał sam hrabia Michał Scipio del Campo w swoich „Wspomnieniach z nieba i ziemi”.
Scipio del Campo jest uznawany za jednego z pionierów polskiego lotnictwa.
Był inżynierem, metalurgiem i termodynamikiem. Już jako młody chłopak był bardzo „niespokojnym duchem” o wszechstronnych zainteresowaniach. Podczas studiów na politechnice w Kijowie, razem z kolegami zbudował tzw. skrzydłowiec, na którym usiłował latać. Kluczowym momentem, który zaszczepił w nim pasję do awiacji był film obejrzany w kijowskim kinie, pod koniec 1909 r. o wzlocie jednego z braci Wright w Dayton. Przebywając we Francji nawiązał liczne kontakty w środowisku rodzącego się lotnictwa. Bardzo szybko nabył samolot i samodzielnie zaczął uczyć się pilotażu. Kosmopolita del Campo dużo podróżował, a motorem jego wojaży stała awiacja. Przebywał m.in. we Francji, która była mekką rodzącego się lotnictwa. Uczestniczył w licznych lotach pokazowych w kraju i zagranicą. Pierwotne lotnictwo mimo, że niedopracowane – w pierwszych aeroplanach normą były awarie, kaprysy silników, a także niedopracowana do maszyn sztuka pilotażu – elektryzowało ludzi i hrabia doskonale o tym wiedział. Podczas pokazu lotniczego na Chodynce, na przekór policji, samolotem Morane przeleciał nad miastem, zniżając lot nad Kremlem, za co został ukarany dużą karą pieniężną. Prawdopodobnie był pierwszym lotnikiem, który latał nad Moskwą. W lecie 1911 roku trafił do Warszawy, gdzie później został szefem pilotów w Warszawskim Towarzystwie Lotniczym Awiata, dzięki czemu zintensyfikował działalność szkoleniową i pokazową. Po likwidacji Towarzystwa, z remanentu Awiaty kupił Bleriota XI i latał nim jako „wolny strzelec”, w ramach pokazów wzlotów.
Zanim hrabia wylądował w Rzeszowie, zawitał do galicyjskiego Lwowa na zaproszenie tamtejszego pioniera lotnictwa, inżyniera Libańskiego, który razem z redakcją lwowskiego pisma „Wędrowiec” chciał urządzić we Lwowie pokaz lotniczy dla tzw. Macierzy Szkolnej – organizacji kulturalno-oświatowej popularyzującej edukację i czytelnictwo. Pech chciał, że tuż przed terminem pilot zachorował na zapalenie płuc. Mimo, że chciał zrezygnować z tego przylotu , inicjator dobitnie poinformował o poniesionych już do tego momentu kosztach czym zasugerował, że przylot hrabiego jest rzeczą nieodwołalną. We Lwowie przylot samolotu obserwował m.in. pisarz Kornel Makuszyński, który z poetycką swobodą opisał to wydarzenie:
Jest, jest maszyna. Szeroka, rozłożysta, ciężka, żelazna, głucho milcząca i jakby zadumana. Wyglądała jak zdechły Pegaz. Otoczyły ją tysiące ludzi z wybałuszonymi oczami, a wszyscy gotowi byli do ucieczki.[5]
Po wylądowaniu we Lwowie, zadowolony z entuzjastycznego przyjęcia go przez licznie zgromadzoną na polu wyścigowym publiczność, del Campo wyruszył do Rzeszowa. Był to jeden z ostatnich w tym sezonie – obok Cieszyna i Bielska – pokaz dla Macierzy Szkolnej.
6 października 1912 roku wyczekiwany i wypatrywany Blériot-XI „La Manche” pilotowany przez hrabiego Michała Scipio del Campo wylądował w Rzeszowie.
Mieszkańcy miasta na własne oczy mogli zobaczyć jak wygląda prawdziwy aeroplan. Prototyp oblatał zimą 1909 roku jego twórca, pilot, konstruktor Louis Blériot. Był to pierwszym samolot z układem sterów – z orczykiem i pedałami oraz pierwszy francuski aeroplan, który produkowano seryjnie dla lotnictwa wojskowego. Jako jedenasty samolot z serii jego dotychczasowej kolekcji nie tylko wzbił się w powietrze – wcześniejsze, jeśli już to robiły to pokonywały zaledwie kilkaset metrów – ale także przeleciał nad kanałem La Manche. Ten wyczyn sprawił, że konstruktor i pilot zdobył nagrodę pieniężną – pokaźną sumę 1000 funtów od gazety „Daily Mail” oraz liczne zamówienia na Blériota XI zwanego odtąd „La Manche”. W dwa dni po wydarzeniu było ponad stu klientów na samolot francuskiego konstruktora, a pod koniec 1909 roku produkowano miesięcznie od 10 do 12 egzemplarzy. Aż 140 zbudowano od sierpnia 1909 r. do lipca 1910 r. Był to rekord budowy serii dla jednego modelu[6]. Jednak latający nim del Campo pisał:
Na Blérocie czułem się jak ktoś, kto ze zdradzieckiego i płochliwego ogiera przesiadał się na osła[7].
Hrabia przyleciał do Rzeszowa w niedzielne popołudnie, o czym wcześniej informowała miejscowa prasa.
Wzlot aeroplanu odbędzie się (…) w niedzielę dnia 6 b.m popołudniu o godzinie 2 1/2 na placu musztry przy ulicy Krakowskiej. Szczegóły na afiszach[8].
Został tutaj zaproszony przez Koło Sportowe „Resovia”, które jak się później okazało liczyło na spory zysk ze sprzedaży biletów na to wydarzenie. Lecz zorganizowało je nieudolnie. Kilka dni po fakcie „Głos Rzeszowski” pisał:
Wzlot Michała hr. Scipio del Campo odbył się (…) w Rzeszowie wobec kilkutysięcznej rzeszy publiczności i z całej okolicy. Koło sportowe, które się wzlotem zajmowało nie sprostało zadaniu, gdyż nie było ani porządku ani ładu. Łatwo sprzedawać miejsca i brać od wstępu po 5 lub 3 koron – jednak należało dopilnować porządku i nie narażać płacących [na] wysoki haracz za wskazanie miejsc nienumerowanych, a zajętych przez takich co nie płacili. Niefortunny występ tego Towarzystwa z dniem (…) wzlotu wskazuje, że kierują tam ludzie niedoświadczeni, którym chodzi tylko o efekt kasowy – a o resztę nie dbają[9].
Niewykluczone, że ówczesnym miejskim środowisku już wcześniej przewidywano, że Koło może nie udźwignąć organizacji tego wydarzenia.
Myślał tak zapewne wspomniany lwowski inżynier Libański, który w 1912 roku w Rzeszowie pełnił funkcję kierownika kina Uranja, a wcześniej gościł lotnika we Lwowie. Mężczyzna z wykształcenia był lwowskim inżynierem budowy mostów, społecznikiem, popularyzatorem nauki i techniki. Fascynował go rozwój myśli technicznej. Dał się też poznać jako dziennikarz, autor książek popularnonaukowych, satyryk, właściciel kinematografu, konstruktor i pilot samolotowy. W rzeszowskiej Uranii, oprócz administrowania kinem prowadził wykłady popularnonaukowe. Opowiadał m.in. o olbrzymach współczesnej techniki, balonach wolnych i sterownych. Prelekcje Libańskiego cieszyły się dużą popularnością. Inżynier był pasjonatem i popularyzatorem techniki – w tym przede wszystkim lotnictwa. Mówiono o nim, że należał do najwybitniejszych działaczy ruchu lotniczego w Polsce przed I wojną światową. Miał spore zasługi w zakresie popularyzacji tej branży na terenie Lwowa i Galicji, gdzie założył filię warszawskiego stowarzyszenia lotniczego Awiata. Budował samoloty. Co ciekawe, słynna Jaskółka Libańskiego bazowała na Blerocie XI, którym do Rzeszowa przyleciał hrabia. Próbował też swoich sił w konstruowaniu silników. W rzeszowskim kinie pracował od 1911 roku. Niewykluczone, że to właśnie on mógł być głównym inicjatorem pierwszego lotniczego show w Rzeszowie. Jego liczne kontakty, wszechstronne zainteresowania i aktywności pozwalają tak przypuszczać. Wiadomo, że wcześniej poznał hrabiego – awiatora, a jego pokaz w Rzeszowie wykorzystał do swoich kinematograficznych celów, chciał uwiecznić lądowanie pierwszego samolotu w Rzeszowie na taśmie filmowej. W dniu lądowania to jest 6 października 1912 roku rzeszowski Zarząd Kinematografu „Uranja” informował, że:
poczynił starania by wzlot aeroplanu systemu Bleriota, który prowadził będzie znany awiatyk hrabia Scipio del Campo uwieczniony został zdjęciem kinematograficznem. W tym celu wyjedzie do firmy Pathe Freres specyjalny operator i dokona odnośnych zdjęć. Równocześnie donoszą nam, że zdjęcia te będą projektowane w kinematografie „Uranja”, by tym sposobem wszystkim tym, którzy nie byli na placu wzlotu dać możliwość widzenia tegoż wzlotu za tanie pieniądze nizkich wstępów[10].
Finalnie Bleriot XI wylądował w Rzeszowie na tzw. psiarnisku, błoniach wojskowych w okolicach ulicy Krakowskiej. Po występie w Rzeszowie hrabia latał już niewiele.
W drugiej połowie 1913 r. sprzedał swój samolot, co praktycznie zakończyło jego karierę pilota w pionierskim okresie rozwoju lotnictwa. Nadal jednak dużo podróżował i imał się prac także nie związanych ze swoją umiłowaną pasją – przez kilka lat pracował jako dyrektor budowy pieców przemysłowych i główny technolog w Państwowym Biurze Studiów i Projektów Drobnej Wytwórczości w Warszawie, po czym w 1952 r. przeszedł na zawodową emeryturę. Nadal jednak społecznie działał na rzecz lotnictwa. Brał udział w licznych spotkaniach na temat awiacji, był wielokrotnie odznaczany za swą działalność i wkład w rozwój lotnictwa w Polsce.
W marcu 1988 roku rzeszowska Gazeta Codzienna „Nowiny” zamieściła fotografię z lądowania pierwszego samolotu w Rzeszowie wykonaną przez Andrzeja Bujniaka – nauczyciela miejscowego gimnazjum, który w latach 1905 – 1918, jako fotoamator dokumentował życie Rzeszowa na szklanej kliszy.
Do dziś w rzeszowskim Muzeum Okręgowym zachowało się około 50 jego szklanych negatywów z tego czasu – w tym unikatowa fotografia z lądowania pierwszego samolotu w tym mieście. Pod koniec lat 80. gazeta zapytała czytelników czy ktoś pamięta to zdarzenie lub wie coś o przedstawionym na zdjęciu samolocie. Niespodziewanie odezwał się sędziwy czytelnik, Konstanty Mackiewicz, który jak powiedział dziennikarzowi był uczestnikiem tego wydarzenia.
Widziałem ten samolot (…) Jego przylot był zapowiedziany. Zeszła się publiczność płacąca za wstęp na pole i możliwość oglądania latającej maszyny. Wszystko działo się na polach Jędrzejowicza (…) Pilot stał przez pewien czas pozwalając obejrzeć aeroplan. Potem wystartował, zrobił trzy okrążenia i poleciał[11].
Co ciekawe, hrabia-awiator ze swoim samolotem przebywał też w podkarpackim Łańcucie i to na długo przed wizytę we Lwowie i Rzeszowie, a w okolicach dzisiejszej Kańczugi podobno miał nawet swój majątek ziemski. Do Łańcuta, już w 1910 roku zaprosił go oczywiście tamtejszy hrabia, wielbiciel balonów Roman Potocki. Jednak wtedy samolot del Campo przytransportowano na lotnisko w podłańcuckiej Woli i już ten fakt był niecodziennym wydarzeniem dla okolicznych mieszkańców. Wóz zaprzężony w konie przewoził latajcego ptaka na miejsce, gdzie miała odbyć się prezentacja aeroplanu.
Po przybyciu na miejsce nastąpił montaż i próby rozruchu silnika. Samolot ciągniony był przez lokomobilę; trzeba było również szarpnąć i uruchomić śmigło. Za którymś razem udało się. Samolot stęknął i poderwał się do lotu. Bohaterski Scipio wykonał kilka okrążeń nad łańcuckimi łąkami, a samolot wyrzucał cukierki dla obserwujących jego wyczyn na lotnisku łańcucian [12].[13]
—————————————————
- „Lotnicza kariera Rzeszowa” Ikarus [w:] „Skrzydlata Polska”, 30.01.1977
- Ibidem
- Ibidem
- „Wspomnienia z nieba i ziemi” Michał Scipio del Campo [w:] „Pierwsze skrzydła” Eugeniusz Banaszczyk, Warszawa 1972 r., Ministerstwo Obrony Narodowej
- „Najpierw były pterodaktyle” Kornel Makuszyński [w:] „Dziennik Polski”, 7.09.1947, nr 244 (928), Kraków
- Por. „Blériot-XI „La Manche”, 1909” [w:] www.samolotypolskie.pl
- „Wspomnienia z nieba i ziemi” Michał Scipio del Campo [w:] „Pierwsze skrzydła” Eugeniusz Banaszczyk, Warszawa 1972 r., Ministerstwo Obrony Narodowej
- „Głos Rzeszowski”, 6.10.1912 r.
- „Głos Rzeszowski”, nr 42 z 13.10.1912 r.
- „Głos Rzeszowski”, 6.10.1912 r.
- Poczta Magazynu [w:] Gazeta Codzienna „Nowiny”, 19.03.1988 r.
- „Balonem, dorożką, a może aeroplanem” Arkadiusz Bednarczyk [w:] „Super Nowości”, 29.07.2105, s. 15
- Powyższy tekst premierowo ukazał się w Katalogu wystawy filatelistycznej pt. „Lotnictwo i kosmos. Podróż w przestrzeń”, którą we wrześniu 2023 roku zorganizował Okręg Rzeszowski Polskiego Związku Filatelistów z okazji jubileuszu 60-lecia Wydziału Budowy Maszyn i Lotnictwa Politechniki Rzeszowskiej. Lotnicze podkarpackie było Partnerem wymienionego wydarzenia. Kilka lat temu na blogu pisałam już bardzo lakonicznie na temat obecności pierwszego samolotu w stolicy podkarpackiego. W związku z wyżej wymienioną okazją i związanym z nią przygotowaniem tekstu do katalog zaczęłam dogłębniej studiować historię przylotu hrabiego do Rzeszowa. Finalnie powstał obszerny tekst, który dziś, 6. października 2023 roku – dokładnie w 111 rocznicę tego lądowania dla Was publikuję.