„Tutaj nam się wszystko zgadza”. Oni ratują podkarpackie samoloty

przez | 29 września, 2020

Przyzwyczailiśmy się oglądać zabytkowe samoloty w postaci pomników na ulicznych skrzyżowaniach, ale czy nie lepiej oglądać je w pełnej krasie, w swoim naturalnym środowisku czyli na niebie? To też jest możliwe, chociaż często wymaga sporych nakładów finansowych, siły uporu i pasji. Tego nie brakuje ludziom z Fundacji Biało-Czerwone Skrzydła, która jest cywilnym właścicielem 2 produkowanych niegdyś w WSK PZL Mielec szkolnych samolotów odrzutowych TS-11 Iskra i jednego An-2. Trudno więc zaprzeczyć stwierdzeniu, że to właśnie oni ratują podkarpackie samoloty i promują miejscowe lotnictwo. O tym rozmawiałam z prezesem Fundacji Piotrem Maciejewskim.

Fot. Marek Dykas © 

Kiedyś znajomy pasjonat lotnictwa zapytał mnie czy wiem, że każdy pilot Polskich Sił Powietrznych zawdzięcza swoją pracę Podkarpaciu?

Odpowiadając uzasadnił, że to z powodu samolotu PZL TS-11 Iskra. Te słowa jakoś dziwnie utkwiły w mojej świadomości. Bez ryzyka można powiedzieć, że TS-11 Iskra to produkt ze wszech miar tutejszy, regionalny. Te maszyny przez prawie ćwierć wieku produkowano właśnie w naszym regionie. Pierwsze egzemplarze wyprodukowano w WSK PZL Okęcie. Potem, w 1962 roku produkcję przeniesiono do fabryki w Mielcu. Silnik jednej z wersji odrzutowca – SO-3 to flagowy model turbin produkowanych kiedyś w WSK PZL Rzeszów (montowano go w TS-11 Iskra bis B; była to wersja uzbrojona w bomby i pociski rakietowe). Iskry zaczęto produkować w latach 60. XX wieku. Były oczkiem w głowie polskiego przemysłu lotniczego ponieważ był to pierwszy samolot odrzutowy w całości zaprojektowany i skonstruowany w Polsce. W sumie do 1987 roku powstało ponad 420 sztuk. Chwalono je za łatwość w pilotażu, zwrotność i stateczność samolotu. Były podstawowym samolotem szkolno-treningowym w polskim lotnictwie wojskowym. I tylko tutaj. Ponieważ gdy w Polsce PRL-u budowano Iskrę, w państwach Układu Warszawskiego trwał nieformalny konkurs na samolot szkolno-bojowy dla tych państw. Niestety, chociaż polski samolot technicznie wpisywał się w potrzeby, to jednak ze względów politycznych owego „konkursu” nie wygrał. Jak informowały branżowe media, w lutym 2020 roku w eksploatacji wojska pozostawało ogółem 36 samolotów tego typu.* Sukcesywnie są wycofywane z wojskowego użytku. 

Od niedawna na mieleckim lotnisku można obserwować te samoloty, które w podkarpackim są darzone ogromnym sentymentem. Nie chodzi tu wcale o kolejne pomnikowe maszyny lecz w pełni sprawne, latające egzemplarze. To cywilne TS-11 Iskra o nr bocznych 1214 i 1402. Samoloty już dawno przeszły do cywila, lecz po tym jak wojsko pozbywało się za grosze tych maszyn trafiły na drugie, niezbyt komfortowe życie. Kilka z nich ma nawet trzecie, które dzięki pomysłowości Piotra Maciejewskiego, prezesa Fundacji Biało-Czerwone Skrzydła okazało się wartościowe. A ponieważ dość częsta obecność tych samolotów u źródeł czyli w Mielcu nie umknęła uwadze miłośników lotnictwa to zaczęły się domysły, spekulacje i pytania 😉

Fot. Marek Dykas ©

Czytajcie rozmowę!     

Katarzyna Hadała: Chodzą słuchy, że Fundacja ma swoją tajną bazę w Mielcu.

Piotr Maciejewski: Tak, to prawda, mamy ukrytą bazę 51 a w niej statki kosmiczne [śmiech]. Ale tak poważnie to stacjonujemy w Mielcu i hangarujemy tu nasze samoloty, podkarpackie zresztą. Na razie są bazowane w hangarze Aeroklubu Mieleckiego. Tam trzymamy nasze 2 Iskry. Długo szukaliśmy odpowiedniego miejsca dla nich, ponieważ TS-11 jak większość samolotów odrzutowych wymagają długiego i betonowego pasa startowego. Wcześniej byliśmy w Świdniku, ale tam mieliśmy bardzo ograniczony dostęp do hangaru przez co logistyka naszych działań była utrudniona. Tu, w Mielcu to jest dla nas – można powiedzieć – lotnisko marzeń: długi, utwardzony pas startowy, strefa do 115 poziomu co pozwala nam latać wysoko. Poza tym ta lotnicza atmosfera miasta i ludzi sprawiają, że docelowo chcielibyśmy tutaj ulokować się na stałe z naszymi odrzutowcami. 

KH: Będziecie zbierać podkarpackie samoloty?

PM: Chyba nie mamy innego wyboru. Większość polskich konstrukcji, które są w kręgu naszych zainteresowań zostało wyprodukowane właśnie tu. TS-11 Iskra, An-2, którego z linii produkcyjnej zeszło około 15 tysięcy sztuk – średnio dwa samoloty dziennie. Podkarpacie było dawniej zagłębiem lotniczym, gdzie produkowano różne samoloty. I nadal się produkuje. My dążymy do tego, aby zachować ten kawałek historii polskiego lotnictwa oraz prezentować te piękne maszyny w locie. Co ciekawe, część pilotów Fundacji – w tym ja, swoją przygodę z lotnictwem rozpoczynała na samolocie Aero AT produkowanym do dziś w mieleckiej firmie. Nasze latanie na pokazach lotniczych rozpoczynaliśmy w formacji 3AT3

KH: To dlaczego akurat TS-11 i An-2?

PM: Ponieważ kochamy polskie samoloty. Są piękne i spełniają nasz statutowy cel. Chcemy, żeby samoloty zaprojektowane lub wyprodukowane w Polsce, które niegdyś służyły w lotnictwie cywilnym i wojskowym znowu latały, żeby o nich nie zapomniano. Iskra to akurat flagowy, polski samolot. Jedyny odrzutowy, na którym wyszkolił się każdy pilot latający na Migach, F-16 czy Su-22. Na pierwszą Iskrę o nr bocznym 1214 natrafiliśmy przypadkiem. Szybko staliśmy się jej właścicielami i postanowiliśmy ją przywrócić do stanu lotnego. Co do An-2 to przecież marzeniem każdego pilota – przynajmniej każdego, którego znam – jest spróbować latać tą maszyną. Więc też go zakupiliśmy.

KH: Mnie jednak nurtują te Iskry i nazwa waszej fundacji: czy to nawiązanie do słynnej formacji Polskich Sił Powietrznych? Macie aspiracje aby zostać spadkobiercami Biało-Czerwonych Iskier w cywilu?

PM: Ktoś kiedyś powiedział, że nie ma marzeń zbyt wielkich. To się przekłada na działania Fundacji. Podczas odbudowy pierwszego samolotu spotykaliśmy się z dziesiątkami opinii, że porywamy się na rzecz nieosiągalną, że koszty odbudowy samolotu są ogromne, nie wspominając o jego utrzymaniu jej w stanie lotnym. Faktycznie, to wszystko się potwierdziło. Poza jednym – że odbudowa jednego samolotu jest nie do zrealizowania. Nam udało nam się przywrócić niebu nawet dwie Iskry.  Nie jest żadną tajemnicą, że wojskowe Iskry powoli kończą służbę w polskiej armii. Wojsko, dostosowując się do światowych standardów przesiada się na nowoczesne samoloty, zmienia się specyfika szkolenia, a zasłużone Iskry stopniowo odchodzą na lotniczą emeryturę. Praktycznie od początku naszej działalności jednym z głównych celów było kontynuowanie tradycji zespołu pokazowego Biało-Czerwone Iskry. Może zabrzmi to trochę nieskromnie, ale czujemy się gotowi, aby przejąć schedę po naszym legendarnym zespole akrobacyjnym. Wiedzę na temat latania i obsługi Iskier czerpiemy od najlepszych wojskowych pilotów i mechaników

KH: Właśnie, a’propos czy dużo jest jeszcze ludzi, którzy mają kwalifikacje i umiejętności, żeby zająć się obsługą naziemną tych polskich odrzutowców?

PM: Niestety jest ich coraz mniej, ale robimy wszystko żeby ta wiedza nie została zapomniana. Cześć mechaników otrzymała cywilne licencje, co upoważnia ich do obsługi Iskier poza wojskiem. Chcemy iść w stronę kształcenia mechaników lotniczych takich samolotów w Mielcu. Poczyniliśmy już w tym względzie pewne kroki, ale na razie za wcześnie by szerzej o tym mówić. Brakuje też części. Te samoloty nie są już produkowane, więc nie możesz sobie wejść na stronę sklepu i zamówić na przykład nowiutki silnik do Iskry. Dlatego bardzo zależy nam na współpracy z wojskiem, które posiada jeszcze samoloty, części i kapitał ludzki, który po zakończeniu ery Iskier mógłby kontynuować pracę w naszej organizacji. Tworząc cywilną kontynuację zespołu akrobacyjnego zapewnimy miejsca pracy dla pilotów, mechaników i całego sztabu ludzi bez których ten projekt nie będzie miał sensu.

KH: Ale tak sobie myślę, że z tym Mielcem to na fajny grunt trafiliście. Pytanie czy to lotnicze miasto będzie wspierać wasze lotnicze działania.

PM: Tu jest fajne latanie, ale zawsze staramy się też być grzeczni bo zdajemy sobie sprawę, że chociaż pomysłów na realizowanie naszych działań w Mielcu mamy sporo to jednak nie jesteśmy u siebie… Na razie się poznajemy. Niestety przez epidemię nasza tegoroczne plany nie zostały zrealizowane tak jak planowaliśmy. Udało nam się tu zrobić wspólnie z Miastem Mielcem jedno małe wydarzenie podczas meczu nad stadionem Stali Mielec, ale myślę, że w przyszłym roku, jeśli wszystko wróci do normy nasza współpraca nabierze rozpędu.

KH: Powiedziałeś, że odbudowaliście te Iskry. Jak to się stało?

PM: W sumie one obydwie były kompletne. My tylko przywróciliśmy je do stanu lotnego. Jak wyszły z wojska to na szczęście zostały rozłożone w taki „humanitarny” sposób. Procedura likwidacji wojskowego samolotu wygląda tak, że maszyny przechodzą przez Agencję Mienia Wojskowego. Zanim to się stanie często są wymontowane z nich części, które mogą przydać się jeszcze w innym samolocie. Potem Agencja ogłasza przetarg na dany egzemplarz i firmy, instytucje, które posiadają koncesję na obrót takimi produktami mogą sobie taki samolot kupić. Jako Fundacja tę koncesję mamy. Pierwszy samolot nr 1214 kupiliśmy docelowo od kolekcjonera militariów. Ta Iskra była jednym z dwóch jego samolotów i stała u niego zapakowana około 10 lat w kontenerze. Miała zostać sprzedana do Niemiec, aby stanąć u kogoś w ogródku jako pomnik.

mężczyzna w czerwonym kombinezonie tankuje samolot

Fot. Marek Dykas ©

KH: Ponadczasowa i jak widać nawet zagranicą nieprzemijająca promocja lotnictwa…

PM: Niestety, to prawda. Drugi samolot kolekcjoner miał sprzedać gdzieś na Zachód, a Iskra była już przygotowana do sprzedaży. Gdy my go zobaczyliśmy… Serce zadrżało [śmiech]. Mimo, że nie mieliśmy możliwości oględzin samolotu przez mechanika szybko podjęliśmy decyzję o zakupie. Stwierdziliśmy, że może coś z niego uda się nam jeszcze wyczarować. W najgorszym wypadku zostanie przynajmniej u któregoś z nas, jako dekoracja naszego ogródka. Kupiliśmy go i dopiero później zaczęliśmy szukać mechaników. Okazało się, że samolot jest w dobrym stanie. Potem znaleźliśmy ekipę ludzi, która pracowała w wojsku przy obsłudze TS-11. Intensywne prace przy renowacji odrzutowca trwały pół roku. Od marca do października pracowało przy nim około 8 osób. Jesienią 2014 roku nasza cywilna Iskra wzbiła się ponownie w powietrze. Od Urzędu Lotnictwa Cywilnego dostaliśmy PLS-a czyli pozwolenie na loty tym samolotem w kategorii ‚specjalny’. Ta kategoria pozwala na serwis samolotu według stanu. Czyli obserwujemy proces eksploatacji maszyny i jeśli wszystko jest w porządku to można latać.   

KH: A to ciekawe… Skoro te samoloty nie są już produkowane i wycofywane z lotnictwa to skąd bierzecie sprawne części?

PM: To problem i dotyczy nie tylko Iskry, lecz wszystkich starych samolotów, które ktoś chce ponownie eksploatować. Gdy pojawia się jakaś usterka to albo jest naprawiana albo wymieniamy daną część na sprawną lub zamiennik. Na przykład gumowe przewody hydrauliczne do TS-11 zamieniliśmy na teflonowe, bardzo wytrzymałe. Te samoloty mają już ponad 40 lat. O tym trzeba pamiętać, ale my też nie eksploatujemy ich agresywnie. Sami sobie narzuciliśmy wartości, których nie przekraczamy w locie.

KH: A druga Iskra jak trafia pod wasze „skrzydła” ?

PM: Mamy ją od 2019 roku. Też była kupiona z AMW i przez kilka lat stała na lotnisku w Góraszce. Niszczała pod gołym niebem. Kilka razy była prezentowana w stanie statycznym na pokazach, a potem też kupił ją pasjonat lotnictwa i wojska polskiego, człowiek z ogromną wiedzą na temat tego samolotu i polskich konstrukcji lotniczych. Dowiedzieliśmy się o tym również przypadkiem. Często dzwonią, piszą do nas pasjonaci lotnictwa, którzy na przykład wiedzą, że ktoś gdzieś ma jakąś część do samolotu – mniej bądź bardziej użyteczną i czasem to się przydaje. Z takiego kontaktu poznaliśmy się z właścicielem tej drugiej Iskry. Okazało się, że samolot był kompletny, stał na kołach, w oryginalnym malowaniu. Trochę czasu nam zajęło przekonanie właściciela, że…

KH: Że on go nie potrzebuje.

PM: [śmiech] Nooo… można powiedzieć, że tak ale ostatecznie udało nam się porozumieć i zgodnie stwierdziliśmy, że lepiej aby samolot latał i cieszył zarówno pilotów i osoby podziwiające go z ziemi. Ta Iskra była w lepszej kondycji niż pierwsza, więc doprowadzenie jej do stanu lotnego też odbyło się nieco szybciej niż w przypadku poprzedniej. Trwało to pięć miesięcy.

 

Fot. Marek Dykas ©

KH: Idzie Wam całkiem nieźle z tym reaktywowaniem samolotów. Jak tak dalej pójdzie to kolejne samoloty przywracane przez was do latania będą schodzić jak z taśmy produkcyjnej. Te fundacyjne Iskry używacie komercyjnie – podczas pokazów i usługowo.

PM: Bardzo chciałbym, żeby flota naszych samolotów rozrastała się. Lotnictwo jest drogie. Szczególnie  dotyczy to samolotów odrzutowych. Koszty paliwa są ogromne. Iskra spala ok 600 litrów nafty lotniczej na godzinę, a to dopiero wierzchołek góry lodowej. Obsługa, koszty operacji lotniczych, przeglądy, części i wiele innych czynników sprawiają, że utrzymanie tych samolotów w stanie gotowości do lotu jest po prostu drogie. Utrzymanie samolotów finansujemy głównie z udziału w eventach i pokazach lotniczych. Od początku naszej działalności wspiera nas firma Lotos – Air BP Polska Sp. z o. o – dostawca paliw lotniczych dla większości polskich lotnisk. Jako organizacja lotnicza organizujemy również loty zapoznawcze na Iskrach.

KH: Czyli przeciętny, ale majętny Kowalski który chce zmierzyć się z prędkością 250-650 km/h i przeciążeniami do 6G może odbyć lot tym odrzutowcem?

PM: Jeżeli nie ma medycznych przeciwwskazań do odbycia takiego lotu, to tak. Każdy może polecieć naszymi Iskrami. Czy musi być „majętny Kowalski” to można sprawdzić na stronie internetowej naszego fundacyjnego sklepu. Spełniliśmy już kilka takich odlotowych marzeń m.in. z okazji okrągłych urodzin, prezentów ślubnych czy po prostu spełnienia marzenia. Na własnej skórze można poczuć się jak pilot wojskowego samolotu odrzutowego i doświadczyć wrażeń zarezerwowanych dotąd tylko dla wąskiej grupy ludzi. Zapewniam, że emocje i wrażenia z lotu są niesamowite, nieporównywalne z niczym innym. To są opinie osób, które z nami latały. Wśród nich byli m.in. kierowcy wyścigowi, lekarze, a nawet piloci akrobacyjni.

mężczyźni w kombinezonach stoją na tle samolotu

Fot. Marek Dykas ©

KH: I zwycięzcy licytacji lotu na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Byli też sportowcy. A wśród nich skoczek narciarski Dawid Kubacki.

PM: Dawid dzięki Fundacji oraz swojemu sponsorowi, Grupie Lotos poleciał naszą Iskrą w nagrodę za zwycięstwo w konkursie Czterech Skoczni w 2019 roku. W przypadku lotu Dawida, na prośbę samego zainteresowanego nie robiliśmy z tego faktu jakiegoś wielkiego wydarzenia. To miał być prezent dla niego, a nie akcja marketingowa

KH: Jakkolwiek lokalnie ta informacja i tak rozeszła się w mediach. A pamiętasz gdy pierwszy raz pojawiliście się w Mielcu swoimi samolotami? Z tego co kojarzę to dla lokalnej społeczności zapatrzonej w lotnictwo przylot mieleckiej Iskry był wydarzeniem.

PM: To było jesienią 2019 roku, po warszawskiej „Nocy w Instytucie Lotnictwa”. Byliśmy na lotnisku Okęcie i stamtąd zrobiliśmy przebazowanie samolotu do Mielca. To było niesamowite! Gdy lądowaliśmy, na lotnisku już byli fotografowie, spotterzy lotniczy. Jeden z nich powiedział mi, że jego tata, który był akurat w sklepie opodal usłyszał nadlatującą TS-11 Iskrę i był pewien, że to ten samolot ponieważ wiele lat pracował w WSK PZL Mielec i osłuchał się jak ta maszyna brzmi. Zawiadomił syna – fotografa. Nam również taki klimat, takie podejście ludzi się udziela.

Fot. Marek Dykas ©

KH: Tu ludzie słuchają samolotów.

PM: Dokładnie. My znamy niejeden taki przypadek, gdzie w miastach w których jest blisko lotnisko, ludzie protestują, że samoloty hałasują, a w Mielcu jest zupełnie inaczej, na odwrót. Ludzie słysząc TS-11 wspominają swoją młodość. To jest mega sprawa.

KH: To jest podkarpackie lotnictwo.

PM: Czasem aż jest mi niezręcznie bo my już do tego latania przywykliśmy, a tu… Czasem nawet nie wiem jak zareagować na te wyrazy ludzkiej sympatii względem tego co robimy. Jak przelatywałem nad stadionem w Mielcu, gdy Stal weszła do ekstraklasy, kolega był na trybunach, a ja leciałem i pozdrawiałem kibiców z kabiny samolotu. Ludzie tak wiwatowali, jakby bramkę strzelili

KH: W sumie to jest Was dużo na tym Podkarpaciu. Bierzecie też udział w odlotowej akcji mikołajkowej na lotnisku w Krośnie. 

PM: Od kilku lat transportujemy do Krosna świętego Mikołaja naszym fundacyjnym An-2 A co do Podkarpacia to faktycznie, tutaj nam się wszystko zgadza. My wybraliśmy Mielec z uwagi na samoloty którymi operujemy, ale nie bez znaczenia jest tez fakt, że ten teren jest z największą liczbą dobrej pogody do latania w Polsce. To nawet często widać jak się poleci wysoko to jest takie „okno” w chmurach nad mieleckim lotniskiem, a dookoła pełne zachmurzenie. Można powiedzieć, że tu zawsze dla nas świeci słońce.

 

 

 

 

* za defence24.pl – „WZL nr 1 zadba o TS-11 Iskra” M.Szopa, 17 lutego 2020

   

2 komentarze do „„Tutaj nam się wszystko zgadza”. Oni ratują podkarpackie samoloty

  1. W-Adamski

    Ta teza jest nieprawdziwa: „Niestety, chociaż polski samolot technicznie wpisywał się w potrzeby, to jednak ze względów politycznych owego „konkursu” nie wygrał. ” Podczas pokazu w Moskwie z rosyjskim generałem jako drugim pilotem Iskra miała awarię silnika.

    Odpowiedz
    1. Katarzyna Hadała Autor wpisu

      info na podstawie samolotypolskie.pl. Sądzę, że jak najbardziej pod hasłem „nieformalnego konkursu” mieści się także to o czym Pan napisał.

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *